Powiedziałam tacie o próbie zepsucia przedstawienia.
- Wiedziałem, wiedziałem, że Gregorio znowu będzie coś knuł! Gdzie on jest?!
- Spokojnie, dziewczyny już kończą śpiewać, nic się nie stanie. Zawołał go przed chwilą Beto.
- A gdzie ty go w ogóle przyłapałaś?
- Pod sceną. Chciał poluzować liny od podłogi z prawego skrzydła.
- Czyli tam, gdzie był Ezequiel..
- Właśnie.. Tato.. Mogę cię o coś.. Zapytać?
- No pewnie, tylko szybko, zaraz kończymy. W ogóle świetnie wypadłaś, zapomniałem ci powiedzieć, co ze mnie za ojciec!!! Byłaś super!! Brawooo!!
- Dobrze, już dobrze hehe, dzięki. - spoważniałam. - Tato, Gregorio mówił że przeze mnie jesteś smutny. Czy to prawda?
- Słucham? Chyba żartujesz, Rey. Dziecko, odkąd mieszkacie ze mną, jestem szczęśliwy, i to bardzo.
- Wiem, że się cieszysz że masz nas, ale czy.. To, że jesteśmy twoimi dziećmi nie przeszkodziło ci trochę w.. zbliżeniu się do Angie?
- Nie, nie.. To nie przez was. Musiało się tak stać, nie? Jeśli jego kocha, i kochała od początku, to ani ja, ani wy nie możecie nic z tym zrobić. Niezależnie czy istnielibyście, czy nie, to i tak byłoby tak samo jak teraz. Tylko że jedno by się zmieniło?
- Co?
- Nie miał by mnie kto cieszyć i uszczęśliwiać każdego dnia.
- Tato, kocham cię! - przytuliłam go. - Masz rację, nie powinnam była go słuchać.
- Zaufaj mi, kochanie, a wszystko będzie dobrze. Wiem, że wiele z Ezem przeszliście, ale admy radę, teraz jesteśmy wszyscy razem.
- Hej hej!! - zawołała ze sceny Violetta. - Chodźcie tu wszyscy, pora się ukłonić!
Przedstawienie zakończyło się sukcesem.
Następnego dnia *Oczami narratora*
- Hehehhe, totalna klapa! - powiedział następnego dnia w Studio na zebraniu nauczycieli... oczywiście, Gregorio.
- Klapa to by była, jakby moja córka w porę nie przyłapała cię, na luzowaniu lin z podłogi pod sceną. - powiedział naraz z dziwnym spokojem Pablo.
- Ooo, zdaję się że musimy sobie o czy,ś porozmawiać.. - powiedział groźnie Antonio do nauczyciela tańca i zabrał go do pokoju nauczycielskiego.
*Wracamy do pamiętnika Rey :) *
Dzisiaj wydało się. Wszyscy uczniowie wiedzieli, że Gregorio próbował zepsuć spektakl. Bardzo się bałam, bo może być na mnie wściekły, a na dodatek mieliśmy z nim pierwszą lekcję. Ale z drugiej strony należało mu się.
Długo nie przychodził. W końcu zjawił się, wkurzony i cały czerwony na twarzy.
- Przez ciebie, głupia smarkulo muszę znowu chodzić do psychologa!!! - wskazał na mnie palcem.
- Spokojnie.. Jakby nie próba zniszczenia spektaklu, nic by się nie stało.. - zaśmiał się Eze, ale po chwili spoważniał, bo Gregorio głośno na niego warknął.
- Tańczyć!! I to już!!! I zamknąć się!! Rey, do przodu!! Raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa, trzy, cztery!! Reyna źle!! Jesteś do niczego!! Stop wszyscy!! Powtórz to od początku! - krzyknął na mnie Gregorio.
- Źle!! Źle!! Jakim cudem ja cię tu jeszcze trzymam!! Jeszcze raz, jeszcze raz!! Wy nie, ona!! Szybciej!! Cholera!! Szybciej!! Nie nie, źle!!
Nie miałam już sił, wszyscy się na mnie patrzyli.
- Dość!! - krzyknął naraz Maxi. Wszyscy się odwrócili w jego kierunku.
Wykończona oparłam się o Naty. Przez chwilę była cisza jak makiem zasiał. Gregorio, odbijając piłkę podszedł do Maxiego.
- Maximilian, jakim prawem przerywasz moje zajęcia? Chyba ja tu rządzę, nieprawdaż?
- Oczywiście, ale uważam że do tych praw nie zależy torturowanie uczniów. To nie w porządku, nawet jeśli doniosła na ciebie na Antonia, Gregorio.
- Maxi, daj spokój. - powiedziałam, ale on mnie nie słuchał.
- Za duża presja jest na lekcjach.. Taniec to przecież pasja i zabawa, nie powinienieś torurować uczniów. - kontynuował.
- Jak śmiesz! Ja sam dobrze wiem, co ja powinieniem, a co nie! Koniec lekcji, do widzenia! Wypad, i to już, wszyscy! Jeszcze wy mi będziecie gitarę zawracać, a z tobą - nauczyciel zwrócił się do mnie - jeszcze się policzę!!
Wyszliśmy na korytarz, z lekkim uśmiechem na twarzach.
- Widziałaś jaki był czerwony hahahahah? - zapytał się mnie Maxi.
- Nooo i to jak! Dziękuję.. - powiedziałam do niego.
- Maxi, bohaterze! - krzyknął za mną nagle Marco, aż podskoczyłam.
- Boże święty, nie strasz!
- Reyna, mogę cię prosić? - zapytała mnie lekko wkurzona Naty. Nawet jej nie zauważyłam.
- Wiesz, teraz nie za bardzo ale... - nie dokończyłam, bo pociągnęła mnie gwałtownie do siebie.
- Co to ma znaczyć?! Czemu Maxi cię broni?! Twój nowy chłopak, tak?!
- Co? Nieee! Ale czy ty.. Nie jesteś zazdrosna, Naty?
- Zazdrosna? Ja? Haahhaha, daruj sobie.
- Naty, proszę cię. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, a on tylko mnie bronił. Ja nic do niego nie czuję, spokojnie.
- Nie wierzę ci.
- Nie? A myślałam, że mi ufasz.
- A ja myślałam, że jesteś inna..
- Naty! Poczekaj! Przecież go nie kocham! Ej, posłuchaj! To nic wiekiego!! Każdy przyjaciel by tak zrobił.. - Naty pobiegła do domu. Musi to przemyśleć, źle się zrozumiałyśmy. Przecież ja do Maxiego nic a nic nie czuję. Mam nadzieję, że Naty przejrzy na oczy i zrozumie mnie.
Uuuu odkryłam gify :DD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz