sobota, 1 lutego 2014

XXIII - OPEROWA JA

Dzisiaj, pamiętniczku, w ogóle nie umiałam wstać rano. Zapewne przez to, że nie umiałam zasnąć. Na szczęście tata ma sposoby na obudzenie mnie. 
- Rey!! - wołał z dołu. 
A ja nic. 
- Rey!! 
Znowu nic. W końcu przyszedł na górę. 
- Reeeeeyyyy!!! - wrzasnął mi do ucha. - Eze już dawno jest w szkole, pośpiesz się, spóźnimy się. Ile mam na ciebie czekać, księżniczko. 
Księżniczka ja, zaspana pocałowałam tatę w policzek i odwróciłam się na drugi bok. Pomyślałam wtedy: "Jackie na pewno chciałaby być przed chwilą na moim miejscu, zwłaszcza rano". Prychnęłam śmiechem, a Pablo pewnie wziął mnie za wariatkę, bo poszedł, a ja mogłam spać dalej. Ale nie na długo. Pablo załączył w wielkich kolumnach jakąś płytę należącą do jego mamy, z jakąś operetką. Jak ta babka zaczęła mi wyć w głośnikach, od razu podskoczyłam. Po chwili do niej dołączył się mój tata, który zawodził jak pobity pies. Umiał śpiewać, ale w tym momencie fałszował specjalnie, żeby mnie zbudzić. 
- Jeśli nie wstaniesz za dziesięć sekund włączę tą makabrę na fula! - śpiewał Pablo. 
- Dobra, idę.. Oszczędź mnie, proooszę!! - śmiałam się, schodząc na dół. 
Dopiero potem zaczęliśmy się śmiać oboje, jak nawzajem siebie łaskotaliśmy. Tak dobrze się z nim bawiłam i dogadywałam, jeszcze nie mieliśmy ani jednej kłótni. Zupełnie wtedy zapomniałam o tym, co mówiła Jackie. Ale mi to teraz zupełnie odpowiadało. 
Gdy skończyliśmy się męczyć, w głośnikach dalej było słychać tą muzykę klasyczną. 
- Jak można takie coś stworzyć? Wiem, że to utwory światowej sławy, no ale.. Proszę cię. Nie oszukujmy się. "Y lo hàre" Ezequiela jest o niebo lepsze. 
Wsłuchałam się w głos i w utwór.
- Ej tato.. Może to wcale nie jest takie złe... - wzięłam pilota i wścisnęłam przycisk przyspieszenia. O dziwo nie było zbytnio przeskoków i melodia od razu zrobiła się żywsza. Zaczęliśmy oboje na poczekaniu wymyślać jakiś tekst (pierwsze, co przyszło nam do głowy) i zgodnie z melodią śpiewaliśmy, szybciej i lepiej od tej babki. Po okołu pięciu minutach aria się skończyła. Wszystko nagraliśmy na płytkę. 
- Wiesz.. Maxi  by mógl to zmiksować i powstałoby coś zupełnie nowego.. Coś innego.. W historii studia. Dodalibyśmy jakiś sensowny tekst, usunęlibyśmy przejścia, wyrównalibyśmy rytm i powstałaby.. 
- Popowa piosenka na zmiksowaną melodię klasyczną! - dokończył tata. - To jest coś! Jesteś genialna! Zbieraj się, lecimy do Studia podbić świat! Zrobimy przedstawienie z takimi utworami, a ten zaśpiewasz ty, córeczko! 
- Ale pod jednym warunkiem. 
- ? 
- Zaśpiewasz ze mną. 
Zaśmialiśmy się, Pablo przytaknął, przytulił mnie, ogarnęliśmy się, zgrałam szybko na laptopa nowo powstały utwór (dam go Maxiemu, żeby usunął głos z i poprawił melodię) i pobiegliśmy z laptopem do Studia. Nie obyło się oczywiście bez spóźnienia. A dalsze, już mniej fajne rzeczy opiszę później, bo zaraz lekcje tańca. 


A tutaj moja przeróbka, Pablo i mama Eza i Reyny, Ramona :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz