niedziela, 23 lutego 2014

42 - TO NIE SEN - KOSZMAR, JACKIE, WYPADEK

*Oczami Eza* 

Byłem właśnie przed domem Angie, kiedy za drzewem koło okna zobaczyłem.. Jackie!! 
- Jackie?! - wychyliłem się. 
Kobieta rzuciła się do ucieczki. 
- Ej! stój!! - biegłem chwilę przez nią, ale wiedziałem że już jej nie dogonię. Zapamiętałem tylko że uciekła na piątą przecznicę. 
Przyleciałem szybko do domu Angie i bez pukania wparzyłem do środka. Tam zobaczyłem jak Angie leży na moim tacie i go całuje. Na szczęście byli ubrani. Zawstydsiłem się, oni też natychmiast się od siebie oderwali. 
- Eze, jest dzwonek!! Gdzie twoja siostra, dostanie dużą burę za to co zrobiła!! - zdenerwował się Pablo. 
- Dobra tato, przepraszam że wam przeszkodziłem i za to co zrobiliśmy. Ale dokończycie później, bo widziałem Jackie!! 
Tata stanął na równe nogi. 
- Co?!! Gdzie jest?!! Musimy ją schwytać!! Angie, proszę cię, obiecaj mi, że nigdzie się stąd nie będziesz ruszać i że zamkniesz się na klucz. Antonio mówił mi, że Jackie ma problemy psychiczne i może być groźna. 
- Oczywiście. Ale bądźcie ostrożni, nie wiadomo do czego ta kobieta może się posunąć.. - Angie przytuliła nas. 
- Tato, szybko!! Pobiegła piątą przecznicą! 
Wybiegliśmy z domu. Angie posłusznie zamknęła się na klucz od środka. Rzuciliśmy się w kierunku owej ulicy. Po drodze zadzwoniłem do Rey. Okazało się, że wszyscy już poszli i że zaraz będzie. 
Na końcu przecznicy zobaczyliśmy Jackie. 
- Stój! - zawołał tata. 
Posłuchała. Przystanęła i zerwała z pobliskiego drzewa śmiertelnie trującą jagodę. 
- Nie podchodźcie! Stać! Zbiżycie się choćby o metr, a zjem ją! 
Nie mieliśmy wyjścia. Zatrzymaliśmy się. Tata zwrócił się do niej: 
- Jackie, posłuchaj.. Spokojnie, nie rób głupstw.. Po co to robisz? Co teraz zamierzasz? 
- Ci zamierzam? Jak to co, Pablo? Ty mnie nie kochasz, a mój wujek chce mnie zamknąć w psychiatryku! Uważają mnie za jakąś nienormalną, grożą policją, szantażują!... Taxi!! - zawołała nagle, wyciągając rękę. Nadjeżdzająca taksówka zatrzymała się. 
- Jackie, co robisz?! - zapytałem. 
- Jadę na lotnisko. Uciekam z kraju. Dajcie mi spokój i pozwólcie wyjechać. Żegnajcie! - wsiadła do samochodu. 
- Ona jest niebezpieczna! - wrzasnął tata i rzuciliśmy się za taksówką. Po drodze też złapaliśmy jedną i wsiedliśmy do niej. Matko, musimy ją dogonić zanim wsiądzie do samolotu. 
W aucie zadzwoniła do mnie Rey. 
- I co? Macie ją? Już biegnę. Gdzie jesteście? 
- Teraz akurat.. Jedziemy na lotnisko. Jackie chce uciec. Ale Rey, jeśli ją gdzieś będziesz widzieć, pamiętaj że jest groźna, może ci zrobić krzywdę, słyszysz?! Lepiej zostań w domu. 
- Nie zdążycie. 
- Jak nie zdążymy, to trudno. - uspakajałem siostrę. - Reyna, wracaj do domu. 
- Nie ma mowy, Eze. Wyprzedzę was. 
- Co?!
- Jestem akurat obok hotelu Rafy, przed chwilą z nim się spotkałam, także..
- Nie! Rey, nawet o tym nie myśl, słyszysz?!! 
- Także nie pogniewa się, jak sobie pożycze jedno auto. O, jest jakaś osobówka. Zaraz tam będę. 
- Rey, zabijesz się, proszę cię, ej no!! No nie, siostra, Reyyyna, nie rozłączaj się!!! Ej!! Czekaj!! 
Wyjaśniłem tacie co ona chce zrobić. Próbowałem do niej dzwonić ale nie odbierała.
W końcu dotarliśmy na lotnisko. 
- O boże, gdzie Jackie?!! - biegałem po placu jak szalony. 
- Boże, gdzie Reyna?! Tak się o nią boję, ona nie ma prawa jazdy.. Oby to auto było sprawne.. Ta dziewczyna w ogóle nie myśli..  Hej, Eze, biegnij, tam jest samolot! - krzyknął naraz tata. 
- O, jest Jackie!! Chodź!! Jackie, stój! - nagle usłyszałem wielki huk. - O boże!! - wydarłem się na cały głos. - Tato odwróć się szybko!! 
Pablo odwrócił się i zamarł. W tej samej chwili właśnie przybiegli na plac lotniska wszyscy uczniowie Studia, których zawołała wcześniej Rey. Aaa.. Rey.. Dziewczyna znajdowała się w samochodzie, i najwyraźniej straciła kontrolę nad pojazdem. Przed kilkoma sekundami właśnie uderzyła w drzewo. Wszyscy obecni stali jak wryci. Ktoś zadzwonił na pogotowie. Tata otrząsnął się, popatrzył na mnie i na uczniów i bez namysłu rzucił się w kierunku wraku samochodu. 
- Tato!! Rey!! Auto zaraz wybuchnie!!! Nie!! - krzyczałem i wyrywałem się Leonowi, Diego, Andresowi, Maxiemu i Marco, którzy mnie mocno trzymali. 
- Daj, spokój Eze!! - krzyknęła Camila, stojąca z innymi obok nas. 
Wszyscy patrzyli z przerażeniem, jak Pablo wyrywa drzwi samochodu i wyciąga nieprzytomną córkę. 
- Pospiesz się!! - krzyknęła Viola. 
Wszyscy uczniowie łącznie ze mną, zaczęli płakać. Jednak nie Andres. On w ułamku sekundy rzucił się w dym samochodu i pomógł tacie nieść Rey na rękach. Właśnie przyjechała karetka. 
- Szybciej!! - krzyczeli wszyscy, dusząc się łzami. 
- Tatoo!! - krzyczałem. - Reey!!! Gdzie jesteś?!! 
Naraz znowu rozległ się przeraźliwy huk, trzy razy większy. Zatrzęsło ziemią. Auto wybuchło. Pełno płomieni wypełniło niebo. Wypatrywaliśmy taty i Andresa z Rey, byliśmy przerażeni.. Nagle zauważyliśmy ich leżących z Reyną na ziemi. Zdążyli, ale wybuch odrzucił ich na kilka metrów. 
- Tato!! Rey!! Andres!! - wszyscy przybiegli im na pomoc. Podnieśli Andresa, tata wziął moją nieprzytomną siostrę na ręcę, mimo że był bardziej ranny niż Andres, z wielkim trudem pobiegł w kierunku karetki i położył ją na noszach. 
Otarłem łzy i pojechałem z nimi, powiedziałem że jak będzie coś wiadomo to zaraz dam znać i żeby poszli do Angie i jej powiedzieli. Andres chciał też jechać, ale nie pozwoliłem mu. 

Moja tapetka :p 


7 komentarzy: