*Oczami Eza*
Byłem właśnie przed domem Angie, kiedy za drzewem koło okna zobaczyłem.. Jackie!!
- Jackie?! - wychyliłem się.
Kobieta rzuciła się do ucieczki.
- Ej! stój!! - biegłem chwilę przez nią, ale wiedziałem że już jej nie dogonię. Zapamiętałem tylko że uciekła na piątą przecznicę.
Przyleciałem szybko do domu Angie i bez pukania wparzyłem do środka. Tam zobaczyłem jak Angie leży na moim tacie i go całuje. Na szczęście byli ubrani. Zawstydsiłem się, oni też natychmiast się od siebie oderwali.
- Eze, jest dzwonek!! Gdzie twoja siostra, dostanie dużą burę za to co zrobiła!! - zdenerwował się Pablo.
- Dobra tato, przepraszam że wam przeszkodziłem i za to co zrobiliśmy. Ale dokończycie później, bo widziałem Jackie!!
Tata stanął na równe nogi.
- Co?!! Gdzie jest?!! Musimy ją schwytać!! Angie, proszę cię, obiecaj mi, że nigdzie się stąd nie będziesz ruszać i że zamkniesz się na klucz. Antonio mówił mi, że Jackie ma problemy psychiczne i może być groźna.
- Oczywiście. Ale bądźcie ostrożni, nie wiadomo do czego ta kobieta może się posunąć.. - Angie przytuliła nas.
- Tato, szybko!! Pobiegła piątą przecznicą!
Wybiegliśmy z domu. Angie posłusznie zamknęła się na klucz od środka. Rzuciliśmy się w kierunku owej ulicy. Po drodze zadzwoniłem do Rey. Okazało się, że wszyscy już poszli i że zaraz będzie.
Na końcu przecznicy zobaczyliśmy Jackie.
- Stój! - zawołał tata.
Posłuchała. Przystanęła i zerwała z pobliskiego drzewa śmiertelnie trującą jagodę.
- Nie podchodźcie! Stać! Zbiżycie się choćby o metr, a zjem ją!
Nie mieliśmy wyjścia. Zatrzymaliśmy się. Tata zwrócił się do niej:
- Jackie, posłuchaj.. Spokojnie, nie rób głupstw.. Po co to robisz? Co teraz zamierzasz?
- Ci zamierzam? Jak to co, Pablo? Ty mnie nie kochasz, a mój wujek chce mnie zamknąć w psychiatryku! Uważają mnie za jakąś nienormalną, grożą policją, szantażują!... Taxi!! - zawołała nagle, wyciągając rękę. Nadjeżdzająca taksówka zatrzymała się.
- Jackie, co robisz?! - zapytałem.
- Jadę na lotnisko. Uciekam z kraju. Dajcie mi spokój i pozwólcie wyjechać. Żegnajcie! - wsiadła do samochodu.
- Ona jest niebezpieczna! - wrzasnął tata i rzuciliśmy się za taksówką. Po drodze też złapaliśmy jedną i wsiedliśmy do niej. Matko, musimy ją dogonić zanim wsiądzie do samolotu.
W aucie zadzwoniła do mnie Rey.
- I co? Macie ją? Już biegnę. Gdzie jesteście?
- Teraz akurat.. Jedziemy na lotnisko. Jackie chce uciec. Ale Rey, jeśli ją gdzieś będziesz widzieć, pamiętaj że jest groźna, może ci zrobić krzywdę, słyszysz?! Lepiej zostań w domu.
- Nie zdążycie.
- Jak nie zdążymy, to trudno. - uspakajałem siostrę. - Reyna, wracaj do domu.
- Nie ma mowy, Eze. Wyprzedzę was.
- Co?!
- Jestem akurat obok hotelu Rafy, przed chwilą z nim się spotkałam, także..
- Nie! Rey, nawet o tym nie myśl, słyszysz?!!
- Także nie pogniewa się, jak sobie pożycze jedno auto. O, jest jakaś osobówka. Zaraz tam będę.
- Rey, zabijesz się, proszę cię, ej no!! No nie, siostra, Reyyyna, nie rozłączaj się!!! Ej!! Czekaj!!
Wyjaśniłem tacie co ona chce zrobić. Próbowałem do niej dzwonić ale nie odbierała.
W końcu dotarliśmy na lotnisko.
- O boże, gdzie Jackie?!! - biegałem po placu jak szalony.
- Boże, gdzie Reyna?! Tak się o nią boję, ona nie ma prawa jazdy.. Oby to auto było sprawne.. Ta dziewczyna w ogóle nie myśli.. Hej, Eze, biegnij, tam jest samolot! - krzyknął naraz tata.
- O, jest Jackie!! Chodź!! Jackie, stój! - nagle usłyszałem wielki huk. - O boże!! - wydarłem się na cały głos. - Tato odwróć się szybko!!
Pablo odwrócił się i zamarł. W tej samej chwili właśnie przybiegli na plac lotniska wszyscy uczniowie Studia, których zawołała wcześniej Rey. Aaa.. Rey.. Dziewczyna znajdowała się w samochodzie, i najwyraźniej straciła kontrolę nad pojazdem. Przed kilkoma sekundami właśnie uderzyła w drzewo. Wszyscy obecni stali jak wryci. Ktoś zadzwonił na pogotowie. Tata otrząsnął się, popatrzył na mnie i na uczniów i bez namysłu rzucił się w kierunku wraku samochodu.
- Tato!! Rey!! Auto zaraz wybuchnie!!! Nie!! - krzyczałem i wyrywałem się Leonowi, Diego, Andresowi, Maxiemu i Marco, którzy mnie mocno trzymali.
- Daj, spokój Eze!! - krzyknęła Camila, stojąca z innymi obok nas.
Wszyscy patrzyli z przerażeniem, jak Pablo wyrywa drzwi samochodu i wyciąga nieprzytomną córkę.
- Pospiesz się!! - krzyknęła Viola.
Wszyscy uczniowie łącznie ze mną, zaczęli płakać. Jednak nie Andres. On w ułamku sekundy rzucił się w dym samochodu i pomógł tacie nieść Rey na rękach. Właśnie przyjechała karetka.
- Szybciej!! - krzyczeli wszyscy, dusząc się łzami.
- Tatoo!! - krzyczałem. - Reey!!! Gdzie jesteś?!!
Naraz znowu rozległ się przeraźliwy huk, trzy razy większy. Zatrzęsło ziemią. Auto wybuchło. Pełno płomieni wypełniło niebo. Wypatrywaliśmy taty i Andresa z Rey, byliśmy przerażeni.. Nagle zauważyliśmy ich leżących z Reyną na ziemi. Zdążyli, ale wybuch odrzucił ich na kilka metrów.
- Tato!! Rey!! Andres!! - wszyscy przybiegli im na pomoc. Podnieśli Andresa, tata wziął moją nieprzytomną siostrę na ręcę, mimo że był bardziej ranny niż Andres, z wielkim trudem pobiegł w kierunku karetki i położył ją na noszach.
Otarłem łzy i pojechałem z nimi, powiedziałem że jak będzie coś wiadomo to zaraz dam znać i żeby poszli do Angie i jej powiedzieli. Andres chciał też jechać, ale nie pozwoliłem mu.
Moja tapetka :p
Ale super rozdział
OdpowiedzUsuńDzieki :D
UsuńSuuuper! :D
OdpowiedzUsuńAkcja na lotnisku - fenomenalna!
Czekam na next!!! :)
Jakas taka akcja musiala byc XD
OdpowiedzUsuńdzieki ;3
Suuper *o* I ta akcja :3 Nie przestajesz mnie zaskakiwać XD Czekam na next'a.
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
Usuńhahahah
OdpowiedzUsuń